27 czerwca 2018, 22:31
Znowu to samo... Dalszy ciąg kłamstw, ściemniania i omijania prawdy... Ile razy można wybaczyć to samo i próbować dalej zaufać... Ile razy można wstać rano i tłumaczyć że przecież on to robi dla nas żeby nam się lepiej żyło... I w końcu ile razy można się zastanawiać czy tak naprawdę jest... W takich chwilach odnoszę wrażenie, że staram się iść do przodu a każde kłamstwo jest jak uderzenie po nogach... Jakby zły los sprawdzał ile mogę jeszcze znieść i jak daleko dojdę... I co najważniejsze czy nadal idę z nim w jednym kierunku, czy nasze drogi powoli się rozchodzą a ja tylko walczę bez sensu, żeby udowodnić że damy radę razem... No właśnie tylko czy to nadal jest razem, czy już tylko ciągnięcie tej drugiej osoby na siłę... Kiedyś ktoś powiedział że miłość to nie jest głębokie patrzenie sobie w oczy, lecz współne patrzenie w jednym kierunku... Dlaczego więc ja odnoszę wrażenie że chyba już tracę wzrok lub zaczynam gubić kierunek... Dlaczego moje oczy rozglądają się wokół zamiast patrzeć pewnie przed siebie... Dlaczego kierunek zaczyna rozmazywać coraz częsciej pojawiająca się w oku łza... To nic.. Kolejny ranek przyniesie nową nadzieję inową iskrę zaufania, która albo zapłonie albo znowu zostanie brutalnie zdmuchnięta... Ale będę walczyć jeszcze trochę dla naszej rodziny, dla tych małych oczek wpatrzonych w niego co rano...Będę walczyć, bo nie mam innego wyboru...