Wstałam dzisiaj rano i obejrzałam się za siebie... W łóżku spał mój malutki chłopaczek i ten większy...Pomyślałam, że jestem szczęściarą...Więc dlaczego zawsze jest jakies ale... Kocham tych moich chłopaków i dziewczynkę też, więc co mi brak... Te oczy, ten uśmiech chodzą za mną jak cień...Po co? Dlaczego nagle ni stąd ni zowąd sypię się od środka... Wczoraj stanęłam wieczorem razem z mężem pod gwiazdami i z przeażeniem stwierdziłam, że nie mamy o czym rozmawiać... I nie było to milczenie z tych przyjemnych, raczej z tych które ciążą... Wiem, że mój mąz mnie kocha... Chociaż może ja już nic nie wiem... Jeszcze trochę a oszaleję...Ale jak się pozbierać kiedy wydaje mi się że już jest dobrze wszystko na swoim miejscu, a tu nagle znowu przypadkowe spotkanie i zaczynamy od początku..."Gdy cie nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, nie tracę zmysłów kiedy cię zobaczę..." Jakże trafiony ten wiersz...